PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32328}

Ewangelia wg św. Mateusza

Il vangelo secondo Matteo
7,3 2 471
ocen
7,3 10 1 2471
7,7 12
ocen krytyków
Ewangelia wg św. Mateusza
powrót do forum filmu Ewangelia wg św. Mateusza

Odyseja filmowa 2013

użytkownik usunięty

Niniejszy temat jest miejscem przeznaczonym dla Uczestników "Odysei filmowej 2013". Więcej informacji o Zabawie znajduje się tutaj: http://www.filmweb.pl/user/amerrozzo/blog/548627

Film "Ewangelia wg św. Mateusza" wygrał w kategorii "LISTA WATYKAŃSKA: FILM O SZCZEGÓLNYCH WALORACH RELIGIJNYCH". Uczestnicy Zabawy są zobowiązani do napisania w tym temacie jakiegokolwiek komentarza. Inni użytkownicy portalu Filmweb są tu mile widzianymi gośćmi.

Gdyby pojawiły się tu prowokacyjne wpisy, proszę Uczestników o ich całkowite zignorowanie. Odpowiadanie na prowokację będzie przeze mnie rozumiane jako złamanie Regulaminu.

Opinie zamieszczone w tym temacie zawierać mogą mnóstwo spoilerów!

ocenił(a) film na 1

Na wstępie powinienem przyznać, że moja ocena jest ultra subiektywna i dosyć mocno oparta na emocjach, jakie wywołał we mnie ten film, głównie mam na myśli znużenie i irytację, a także zawiedzione oczekiwania.

Niewątpliwie ten film nie zasługuje na jedynkę, jaką mu wystawiłem, ale tylko taka ocena oddaje moje wkurzenie tuż po zakończeniu seansu.
Spodziewałem się czegoś oryginalnego, niestandardowego, rozumiem, bardzo wierna ekranizacja, ale fragment, gdzie jest kilka scen, gdzie widzimy tylko samego Jezusa, który cytuje fragmenty Pisma św., to moim zdaniem kompletny nonsens, żadnej otoczki fabularnej, nic, jeden cytat, cięcie, kolejny cytat, cięcie, etc.

Ponadto niektóre sceny są wręcz śmieszne, jak na przykład powołanie apostołów. Przychodzi Jezus i mówi: „pójdź za mną” i dwunastu dorosłych mężczyzn, jakby nigdy nic, wstaje i podąża za nim. Ok., powiedzmy, że niezwykła, boska charyzma, ale w takim razie, czemu Judasz, raz opierniczony przez Chrystusa idzie go sprzedać? Bo tak to jest pokazane w filmie – obraził się i postanowił się odegrać.
Inna scena, która mnie rozwaliła – pierwsze uleczenie trędowatego, który po sekundzie ma kompletnie nową, inną, zdrową buźkę. Nie mam pojęcia, jak to mogło wyglądać, ale akurat ten wariant wydał mi się niesamowicie komiczny, naprawdę aż się głośno wtedy zaśmiałem.

A najgorsze było zakończenie, zmartwychwstanie, które jako najważniejsze wydarzenie w wierze chrześcijańskiej mogło chyba zostać pokazane bardziej starannie, a także to, co działo się do chwili wniebowstąpienia wraz z moimi ulubionymi słowami z Nowego Testamentu: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”, piękne słowa, które o ile pamiętam nie pojawiają się w żadnej z pozostałych Ewangelii.

Nie pomogła mi bardzo ładna muzyka, ten film mnie po prostu wnerwiał. Gdyby nie to, że znam Pismo św. na pamięć i oglądałem mniej więcej wiedząc, co będzie za chwilę, to bym nie wytrzymał.

Nie chcę nikogo urazić, dotykać czyichś uczuć religijnych, ale naprawdę uważam, że ten film jest słaby i głupi i nic sobą nie reprezentuje. Może 50 lat temu był fajny, ale moim zdaniem prawda jest taka, że chrześcijańskie filmy kręcone przed Soborem siłą rzeczy mogą razić ortodoksją i zbytnią dosłownością czy trzymaniem się słowa pisanego.

ocenił(a) film na 1
tejon7

A tak btw, powiedzmy, że odważyłem się ocenić ten film tak, a nie inaczej, między innymi zważając na ocenę, jaką gospodarz zabawy wystawił filmowi "Ostatnie kuszenie Chrystusa", moim zdaniem bardzo dobremu. :-)

ocenił(a) film na 8

Moja opinia z przed dwóch lat, którą podtrzymuję:
Jeśli bym przeczytał scenariusz filmu właściwie nie zauważyłbym różnicy między Ewangelią zawartą w Piśmie Świętym. To co czyni ten film tak wyjątkowym i oryginalnym jest przede wszystkim strona wizualna tego dzieła, muzyka i aktorstwo Enrique Irazogui. Jezus głosi to samo co na karach Biblii, ale tu głosi to z taką charyzmą, pewnością siebie i zaciętością że wydaje się jakby był przywódcą politycznym który próbuje wnieść zmiany i obalić dotychczasowy porządek. Ta postać jest wykreowana genialnie, kamienna twarz i wzrok przeszywający tych którzy się mu sprzeciwiają nadal mam przed oczyma. Nie jest to żaden zły dyktator, Chrystusa da się lubić i wierzy się w jego słuszność. To buntownik który niesie nadzieję najuboższym i doświadczonym przez los. Sceny jego cudów i czynów występują tu ale Pasolini kładzie nacisk głównie na przemowy Chrystusa i wpływ jaki wywierają na tłum.
Dodatkowo zaletą filmu jest jego spójność, mam nawet wrażenie że reżyser poprawił Ewangelię tak by była bardziej czytelna. Nie mam ze sobą aktualnie Pisma świętego ale wydaje mi się że scena z drzewem figowym wyglądała tak iż Jezus przeklął roślinę bo nie zakwitła, mimo iż jeden z uczniów stwierdził że to normalne, o tej porze roku nie kwitnie. Tymczasem u Pasoliniego przeklina drzewo figowe bo uschło zbyt szybko. Tutaj metafora tej przypowieści wydaje się jasna. Również kolejność wydarzeń została zmieniona za co plus.
Ze scen które zapadły mi w pamięć muszę nadmienić rzeź niewiniątek (tu największą rolę gra muzyka), kuszenie na pustyni (widać jak szatana opuszcza podczas rozmowy pewność gdy Jezus obala kolejne jego zdania) czy choćby ukrzyżowanie.
Ogólnie to bardzo dobry film, może i specyficzny, ale uniwersalny. Nie jest w żadnym wypadku skandalizujący i obrazoburczy. Mogą po niego sięgnąć ludzie o różnym światopoglądzie i różnie go odczytać.
Najlepszy film Pasoliniego, moim skromnym zdaniem.

użytkownik usunięty

Film nie do przejścia. Obejrzałem 20 minut i dałem se spokój. Tak ja napisał Tejon: "żadnej otoczki fabularnej, nic, jeden cytat, cięcie, kolejny cytat, cięcie, etc.". Nie żeby ewangelia dbała o ciągłość fabularną, Mateusz nie dbał ani o chronologię wydarzeń ani o geograficzne sprecyzowanie, gdzie się dana rzecz dzieje, ale pismo rządzi się swoimi prawami. Faktem jest też, że ze wszystkich ewangelistów to Mateusz najczęściej powołuje się na słowa Jezusa, a to siłą rzeczy wymusza na filmowcach potrzebę nieustannego cytowania. Może więc po prostu ewangelia Mateusza jako całość nie jest zbyt interesującym materiałem dla X Muzy? Jakkolwiek by było, film powstał i widzowie muszą się teraz męczyć. Dlaczego od razu męczyć? Bo film stara się jak najwierniej powtórzyć swój literacki pierwowzór, nie dając kompletnie nic od siebie. A bez własnej inwencji twórczej reżyser, choćby się zesrał, nie osiągnie nawet połowy tego, co jest już przelane na pismo. No bo niby mamy cytaty i kolejne wydarzenia jak w oryginale, ale nie mamy teologicznej interpretacji, na co tak mocny nacisk położył Mateusz. Zastanawiam się też, czy wydarzenia historyczne zostały należycie oddane, np. ścięcie Jana Chrzciciela. Może nie było to jakoś superistotne wobec reszty wydarzeń, ale skoro ten film tak mocno powtarza ewangelię, to prosiłbym o info, czy to wydarzenie pojawia się w filmie i czy jest jasne, jaki był powód ścięcia Jana.

Na marginesie dodam, że nie wierzę Mateuszowi w dwie relacje: w słowa, które rzekomo Jezus miał wypowiedzieć podczas modlitwy w Ogrójcu, oraz słowa wypowiedziane na krzyżu. Kłócą się one całkowicie z filozofią Jezusa oraz tym, że jest On Synem Bożym. Porównajcie modlitwę w Ogrójcu ze zdecydowaną reakcją Jezusa na słowa Piotra (Mt 16 21-23). Piotr ma tam dokładnie takie same wątpliwości, jakie ma później rzekomo Jezus. Jaka jest pierwsza reakcja Mesjasza? "Zejdź mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.". Niesamowity wybuch gniewu, prawda? Nie lada to obelga być pojechanym od Szatana. Dlaczego więc później Jezus sam myśli na sposób ludzki, a nie Boży? I jak ktoś może zdawać relację z modlitwy Jezusa, skoro modlił się on na stronie w czasie, gdy reszta uczniów spała? Dla mnie ten fragment jest oczywistym fałszerstwem. Najpełniej prawdę o Jezusie przekazuje ewangelista Jan. Wg niego ostatnie słowa Zbawiciela brzmiały: "Wykonało się", jakże się to kłóci z zafałszowaną relacją Mateusza ("Boże, Boże, czemuś mnie opuścił?").

ocenił(a) film na 6

Odnośnie ścięcia Jana Chrzciciela...

Widzimy Jana przesiadującego w więzieniu (kompletnie nie wiadomo za co). Następnie Salome III oczarowuje swoim pięknym tańcem Heroda Antypasa, który w zamian oferuje jej cokolwiek zechce. Dziewczyna bez precedensów mówi "Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela". Herod Antypas postanawia spełnić życzenie córki Herodiady. Na końcu pokazano tylko wejście strażników i dokonanie zabójstwa (oczywiście momentu ścięcia nie przedstawiono ;p) TYLE.

Nie było żadnej informacji o tym, że Jan Chrzciciel został wtrącony do więzienia za jawną krytykę niemoralnego małżeństwa Antypasa z Herodiadą... Szczególnie komicznie to wyglądało, gdy bardzo młoda dziewczyna (Salomea III) prosi o głowę Jana Chrzciciela, kompletnie nie wiadomo dlaczego jej na tym zależy...
Jeśli czegoś nie uchwyciłem, w tym fragmencie, to niech ktoś mnie poprawi ;)

użytkownik usunięty

Film - wycieczka po kolejnych wersach Ewangelii. Obrazy do słów.
Mnie akurat podoba się ta dosłowność. Nie ma niepotrzebnych dialogów ani dopowiedzeń. Jedynie gesty, spojrzenia i uśmiechy. Film prowadzony jest 'punktowo', poszczególne sceny nie przechodzą płynnie jedna w drugą sprawiając wrażenie schematu wydarzeń. Odbieram to, jako nawiązanie do "podpunktów" z życia Chrystusa zawartych w Ewangelii. Reżyser mało dodał od siebie - dla mnie to zaleta i wyjątkowość tego filmu. Mamy tyle różnych popisów reżyserskiej fantazji i interpretacji wydarzeń będących kanwą filmów opartych na faktach, że czystość tego przekazu, zważywszy dodatkowo na jego inspirację, jest jak najbardziej trafiona. Chociaż, końcówka filmu zbyt pobieżnie potraktowana, może rzeczywiście budzić niedosyt.

Wspaniała, autentyczna w odbiorze scenografia przenosi nas do miejsca wydarzeń, dając odczuć klimat tamtych czasów. I bez znaczenia, że nie jest to Palestyna, a włoska Lucania http://www.repubblica.it/2006/08/gallerie/spettacoliecultura/santa-rita/2.html. Miejsce Pasolini wybrał rewelacyjne.
Przepiękne kostiumy, a nakrycia głowy zasługują na osobne miano arcydzieła. No i oczywiście muzyka.
Spośród wielu zachwycających scen, scena chrztów nad Jordanem poprzez swoją magię i poezję wytworzoną nie tylko przepiękną scenerią, kadrami i muzyką, ale też atmosferą niepokoju z powodu przechadzających się, śledzących poczynania Jana Chrzciciela kapłanów, dla mnie pozostanie jedną z najlepszych.

Zastanawia mnie celowość użycia efektu 'nieostrej kamery' w trakcie jej przesuwania się po planie. Czy to takie nawiązanie do technicznych zasad neorealizmu włoskiego, czy może chęć wywołania wrażenia, że akcja kręcona jest na gorąco - reportaż z wydarzeń, aby bardziej przybliżyć widza do tego, co wydaje się tak odległe? Także zastanawiające jest, czy coś symbolizuje obsadzenie matki Pasoliniego, jako starszej Marii. W ogóle obsadzenie ludzi nie znanych w świecie kina, to również świetny pomysł Pasoliniego, bo nie kojarzą się z innymi rolami, co pewnie głównie dla widzów współczesnych filmowi umożliwiało odbiór bez niepotrzebnych obciążeń.
Ze śmieszniejszych elementów filmu - chwilę potrwało, zanim wyzbyłam się dopatrywania podobieństwa filmowego Józefa do Jasia Fasoli ;)

Zdecydowanie jeden z najbardziej niezwykłych filmów opartych na Ewangelii. Zupełnie nie rozumiem zarzutów, że reżyser nic nie dał od siebie. Ja to odbieram zupełnie inaczej. Dał widzom coś czego jeszcze nie było. W czasach kiedy królowały napuszone, rozdymane, pełen fajerwerków widowiska biblijne typu Ben Hur, przedstawił skromną, szczerą historię. Pokazał, że to nie cudne kolorowe kostiumy i potężna scenografią są ważne, ale słowa Biblii. Nie ważne są dla niego szczegóły. Przykładowo, dla mnie szokiem był Jezus z krótkimi włosami. Bo czy to istotne? Zresztą czy my wiemy jak wyglądał? Mamy tylko całun, o którego prawdziwość ciągle ludzie się spierają. No i może jeszcze chusta Weroniki. Pasolini rezygnuje z całej tej otoczki, która powstała przez ostatnie 2 tysiące lat. Odrzuca ten bagaż, w który pewnie nie wierzy i wraca do korzeni, do słów Ewangelii. Jezus żył skromnie, to i film jest skromny, czarno-biały, choć muzyka robi wielkie wrażenie.

Zresztą nie zapominajmy, że to Pasolini. Tak, ten sam Pasolini: ateista, marksista, homoseksualista i skandalista. Jak taki Pasolini może stworzyć grzeczną, chwalącą wiarę historyjkę? Ja wierzę w jego przewrotność. Raz, to o czym już wspomniałem, czyli odrzucenie tych naleciałości, które Kościół stworzył po śmierci Jezusa. Po premierze mimo wielkiej aprobaty dla filmu ze strony tegoż Kościoła, pojawiły się głosy o marksistowskiej wymowie filmu. I zobaczmy na czym Pasolini się skupia. Mamy mnóstwo scen na pustyni, w których Jezus głosi słowa do ludzi, nawołuje itp. Nawołuje do ubóstwa, do skromnego życia, do pójścia za nim. Może do buntu wobec władz i oddania jej ploretariatowi?:P Czy bluźnierstwem jest kontekst osobisty? To, że Maryję zagrała matka Pasoliniego, a jego uczniów jego znajomi, amatorzy a nie aktorzy? Czy Pasolini twierdzi zatem, że to on jest Bogiem?:P Tego się pewnie nigdy nie dowiemy:) Ale to dodaje filmowi dodatkowego smaczku:) A jeszcze warto wspomnieć (zrobiłem drobny research, bo lubię znać kontekst), że po wcześniejszym filmie Pasolini został niemal potępiony przez Kościół. Może specjalnie stworzył dzieło, które zyskałoby przychylność i pozwoliło mu tworzyć dalej tak jak chce?:) A przy okazji zawarł kilka smaczków w filmie, które Kościół błędnie odczytał? Ach ten niepoprawny Pasolini:)

Ode mnie 8/10.

użytkownik usunięty

nie mam akurat nastroju na dziwne filmy religijne, szczególnie po przypomnieniu sobie Austerii, ciszy prostota, ale jakoś mi nie szedł - 6/10

użytkownik usunięty

* cieszy

ocenił(a) film na 6

Najważniejsze sceny dobrze skumulowane, ale nie koniecznie dobrze odwzorowane. Dużo wydarzeń można było po prostu lepiej uchwycić, dopracować - przez to dostajemy tylko bardzo poprawny obraz.

Na plus na pewno przekonująca rola Irazogui (Chrystus) - świetne biblijne przemowy, tło filmowe, muzyka i pojedyńcze sceny jak np. Rzeź niewiniątek czy samobójstwo Judasza.

Ogólnie nie odczuwałem emocji jakie powinny mi towarzyszyć przy oglądaniu takiego działa, wszystko wydawało mi się drętwe, proste. Sceny uzdrowienia o których już nie jedna osoba wspomniała, naprawdę wyglądało to komicznie (celowy zabieg pana Pasoliniego?).
Kluczowy moment dla całego chrześcijaństwa, zmartwychwstanie. Hmmmm, gdyby nie oprawa muzyczna sceny tej prawdopodobnie mógłbym nie zapamiętać. Szkoda.

ocenił(a) film na 7

Ekranizowanie ewangelii to bardzo trudny temat, bo łatwo wejść w rozdmuchanie, niepotrzebny patos i tanie moralizatorstwo. Pasolini tego uniknął, za co go cenię.
Spodziewałem się trochę dokładniejszego podejścia do tematu, ale "Ewangelia wg. św. Mateusza" to taki biblijny the best of w którym mamy zebrane wszystkie najbardziej przełomowe wydarzenia z życia Jezusa, ciężko się temu dziwić, bo film musi się mieścić w jakichś sensownych ramach czasowych.

Sporo osób pisało o świetnie obsadzonym Jezusie, ja jestem zupełnie przeciwnego zdania. Grający Jezusa Irazogui wyglądał mi na człowieka z gatunku "super-zajebiście-mroczny-metal-prawiczek". Może reżyserowi chodziło o niewinność w oczach, ale w jego oczach poza niewinnością widziałem całkowity brak jaj i jakiejkolwiek charyzmy. A Jezus raczej charyzmę miał.

ocenił(a) film na 5

Trudno się to oglądało. Fabuła cierpi przez zbyt dosłowne potraktowanie Ewangelii. Właściwie to ten film bardziej przypomina chaotyczny zbiór epizodów, niż płynny ciąg wydarzeń, w którym jedno prowadzi do następnych. To powoduje, że ma się wrażenie, jakby film był ucięty w pewnym momencie i brakowało jakiejś sceny pomiędzy dwiema innymi. W dodatku kompletnie nie czuć najmniejszych nawet emocji i kolejne minuty pełne cytatów upływają beznamiętnie, przez co niewiele pozostaje w pamięci po zakończeniu. Film Pasoliniego (notabene, pierwszy jego autorstwa, który obejrzałem) to bardziej reportaż, przewodnik po Ewangelii, niż jej interpretacja. Niektórzy, jak widzę uważają to za plus, niektórzy odwrotnie. Ja zawsze lubię, jak reżyser podaje, nawet między wierszami swój komentarz do poruszanego tematu i dlatego, w moich oczach, dosłowność w tym przypadku wypada na niekorzyść filmu.

Podobała mi się wizualizacja niektórych scen, to był taki obraz do słów z Biblii. Innym razem raziła natomiast zbytnia teatralność (według mnie to właśnie wina dosłowności). Podzielone są też zdania dotyczące Irazogui. Mnie on niezbyt pasował do Chrystusa. W Złodziejach rowerów zatrudnienie prawdziwych robotników dodało filmowi autentyczności. Tutaj zamierzenie było chyba podobne, ale skutek odwrotny (w końcu w Złodziejach bohaterami filmu byli zwykli robotnicy, a w Ewangelii sam Mesjasz). Widać brak doświadczenia i warsztatu. To tylko pogłębiło wrażenie sztuczności.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones